Andrzej Tokarski Andrzej Tokarski
814
BLOG

Wajrak Trójpalczasty

Andrzej Tokarski Andrzej Tokarski Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 26


Wajrak Trójpalczasty




Nie mam nic przeciw ekologom. Sam na mojej wsi jestem tak, z lekką pogardą nazywany – odkąd zacząłem protestować przeciw wylewaniu setek beczek szamba z ubojni do ziemi na terenie parku krajobrazowego, rozjeżdżaniu tegoż terenu chronionego przez durniów na motocyklach crossowych, czy quadach, praktykach bezmyślnych rolników dokonujących oprysków chemicznych upraw w środku słonecznego dnia – czyli w porze największej aktywności pszczół, polowaniach prowadzonych w okresach ochronnych i z użyciem niedozwolonych prawem metod (sam jestem myśliwym, choć niepraktykującym, więc nie łykam drętwego kitu jaki brać myśliwska zwykła wciskać cywilom)... i paru innych rzeczach, za co nasz swojski katolicki lud się na mnie z lekka obraził – bo nic tak nie obraża Polaka – Katolika, jak zmuszanie go by wyszedł poza utarte schematy – i zaczął MYŚLEĆ.




Więc, nie mam nic przeciw ekologom – dopóki nie wpadają w obłęd bezrefleksyjnego szaleństwa. A z takim stanem zetknąłem się podczas ostatniego, sprzed kilku dni pobytu w Białowieży. Dzień wcześniej słyszałem w telewizorze red Wajraka, jak zawzięcie perorował o koniecznej ochronie pierwotnej puszczy Białowieskiej. Już będąc w Białowieży, siedząc wieczorem na werandzie, usłyszałem głos rzeczonego redaktora z zza płotu, z sąsiedniej posesji, gdzie wpadł z wizytą – i również nie ustawał w perorowaniu. Cicho spytałem gospodarzy: czy to przypadkiem nie sam Wajrak Trójpalczasty nadaje zza płota? I zobaczyłem spojrzenia, które zabijają. Chcąc uniknąć niechybnego spopielenia co prędzej odwróciłem wzrok...




Następnego dnia, już w większym (o cechach które ja w swój autorski sposób określam jako „parainteligencja”) towarzystwie, na stole pojawiła się tajemnicza petycja, podawana sobie z rąk do rąk z zachętą (stanowczą) do jej podpisywania. Starsi podpisywali ochoczo, przerzuciwszy jedynie pobieżnie tekst wzrokiem, młodsi podpisywali jeszcze prędzej – wcale nie czytając. Na moją sugestię wobec pewnej młodej damy, by na wszelki wypadek zerknęła na to, CO podpisuje, otrzymałem jej pełne politowania spojrzenie (gdybym wiedział tyle, co ona, nie pytałbym...mówiły oczy...) - zaś z tyłu usłyszałem głos jejmości w wieku dalece postbalzakowskim, brzmiący niezapomnianym tonem głosu Jana Himilsbacha, tylko trzykrotnie głośniejszego: „Młodzi nie muszą czytać, młodzi wystarczy że nas słuchają!”. Co oświadczywszy, jejmość wróciła do łapczywego palenia 40 pewnie tego dnia papierosa.




Tak więc petycja została podpisana, ja zaś później, korzystając z chwili nieuwagi zajrzałem na kartkę – było tam oczywiście o zagrożeniu wynikającym z wycinki zaatakowanych kornikiem drzew, o obronie dziedzictwa, pierwotnej puszczy, itd.




I tak się zastanawiałem: skąd się biorą tacy idioci? To są przecież ludzie nominalnie wykształceni, umiejący – nominalnie - czytać ze zrozumieniem, czasem pracownicy naukowi, więc posiadający umiejętność poszukiwania źródeł wiedzy, choćby w bibliotekach. Ale nic takiego nie robią. Zamiast tego pierdolą jak potłuczeni niestworzone brednie.




Wystarczy porozmawiać ze starszymi mieszkańcami Białowieży, nie mówiąc już o źródłach słusznie wskazywanych przez samego Szyszkę (który nie jest moim ulubionym bohaterem, a wręcz przeciwnie), by dowiedzieć się w sposób nie podlegający dyskusji, że nie ma czegoś takiego jak pierwotna puszcza Białowieska. Że wszystko co tam rośnie, zostało posadzone ręką człowieka w ramach trwającej co najmniej setki lat działalności gospodarczej. Że puszcza stale była eksploatowana, zaś stworzenie rezerwatu ścisłego nastąpiło w oparciu o zamysł, skądinąd godzien najwyższej pochwały, by poprzez eliminację wpływu człowieka, PRZYWRÓCIĆ lasowi gospodarczemu charakter pierwotny, a nie zachować coś co w postaci pierwotnej istniało – bo już od bardzo dawna NIE istniało.




Wystarczy uświadomić sobie, że katastrofalny wysyp kornika drukarza, wynika z realizowanego w przeszłości (podobnie jak w Karkonoszach) błędnego pomysłu masowych nasadzeń świerka, który nie jest naturalnym drzewem tych ziem, zaś w nadmiernym zagęszczeniu (podobnie jak zresztą każda monokultura) z łatwością generuje masowe pojawianie się szkodników gatunkowych – i prowadzi to do opłakanych skutków. Co właśnie widać w białowieskich lasach. Więc nie należy bredzić – tylko co prędzej ściąć te drzewa – i od razu wywieźć z lasu by, kornik się nie rozprzestrzeniał - i przeznaczyć na opał, byle szybko. A na ich miejscu posadzić inne drzewa, nie powielając już grzechu monokultury. W tej dziedzinie prawdziwy zarzut, jaki należałoby i to głośno i dobitnie postawić ministrowi Szyszce, to taki, że ścięte drewno zalega w lesie ZBYT DŁUGO. Powinno być usuwane na bieżąco po ścięciu.




Dzięcioł trójpalczasty jest bardzo ważny, ale trzeba używać rozumu - rozum wydaje się jednak ważniejszy. W normalnym lesie znajdzie on – dzięcioł, nie rozum - sobie pożywienie w postaci min korników, natomiast w lesie dotkniętym plagą, dzięcioł żadnej równowagi nie przywróci, bo nie jest w stanie. Równowaga została naruszona przez człowieka w tak dalekim stopniu ,że tylko człowiek jest w stanie skutecznie ten proces zatrzymać. Nie dzięcioł, ani nie redaktor Wajrak, tylko drwale i ciężki sprzęt.




Kochamy żubry, cieszymy się, że są. Kochamy wilki, rysie, niedźwiedzie, sarny, lisy. Bo są na poziomie równowagi środowiskowej. Spróbujmy sobie wyobrazić, że żubrów jest dziesięciokrotnie więcej. I wilków - i lisów - i bezpiecznych, wydawałoby się, jeleniowatych. Stada niszczące szkółki leśne, zjadające i dewastujące uprawy rolne, drapieżniki polujące na zwierzęta domowe, pożerające wszystko nie wyłączając psów, kotów i ...ludzi. Wizyty żubrów w gospodarstwach, gdzie rozwiązanie problemu ogrodzenia, czy drzwi stodoły, jest nieistotnym detalem.




Jak głośny będzie płacz ekologów i nawoływanie by co prędzej przyjechali myśliwi i zrobili porządek – czyli przywrócili równowagę...




Przecież dokładnie taka sytuacja jest obecnie z kornikiem drukarzem w puszczy Białowieskiej. To jest plaga, zagrożenie, z którym należy WALCZYĆ, nie asymilować się.




Do ministra Szyszki można i trzeba mieć pretensje. Uważnie przyglądać się czy pod pretekstem ochrony przed kornikiem nie sankcjonuje on wycinki o znacznie większej skali niżby to wynikało z rzeczywistych potrzeb. Wycinki o charakterze czysto zarobkowym. Stawiać zarzuty o haniebną ustawę sankcjonującą masową barbarzyńską wycinkę drzew w całym kraju, o niejasne powiązania z deweloperami, o być może ukryte a złowrogie intencje wyżej wymienionej ustawy. O kontakty i zależności z panem Rydzykiem, też bardzo tajemniczą postacią. O wątpliwe rozliczenia majątkowe. O nieskrywaną, wręcz ostentacyjną impertynencję – unaocznioną choćby w scence rodzajowej „córka leśniczego”.


Nawet nie w tym, że załatwiał tą sprawę, bo tak naprawdę wszyscy tak to załatwiają – lepiej zatrudnić kogoś z polecenia, niż kogoś o kim nic nie wiemy. Tylko w tym, że robił to z tak nachalną ostentacją, w najwyższej pogardzie mając opinię publiczną.




Obywatel Jan Szyszko to nasz pracownik najemny, nie samowładca – warto byłoby mu o tym stanowczo a często przypominać.




Ale akurat nie w temacie kornika drukarza. Tu Szyszko ma rację i nawet redaktor Wajrak powinien to zrozumieć. No ale cóż, jak się ma na imię Adam (AAAdam?) i korzenie w gazecie Wyborczej....to może wszystko nie jest takie jakim być powinno...




Nie umniejszając zasług redaktora Wajraka dla popularyzacji wiedzy i wrażliwości przyrodniczej – na ten towar, jako się rzekło na wstępie tego felietonu, zapotrzebowanie w narodzie ogromne, szkoda, że nieuświadomione...


jako zodiakalny Bliźniak posiadam dwie, albo więcej twarzy, czy może osobowości. Na potrzeby tego miejsca jestem zwolennikiem poszanowania prawdy w życiu publicznym, zachowania podmiotowości tak państwa, jak i jego obywateli każdego z osobna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości